Archiwum 11 października 2005


paź 11 2005 Bez tytułu
Komentarze: 3

11-10-2005

Inauguracyja...

Mój pierwszy dzień na uniwerku rozpoczął się cudownym wykładem dr P. Gdy tak go słuchałam pomyślalam sobie, że tego mi brakowało, bo trochę zchamiałam i zgłupłam w tej Anglii. Potem tak dla kontrastu laski z W. rzuciły się na nas- laski spoza W. o jakiś zeszłotygodniowy wykład, który był, ale go nie było, bo coś tam... Bo moja grupa przyszłych pedagogów, ludzi światłych i kulturalnych dzieli się na tych, co to kończyli licencjat na uniwerku i na tych, co go kończyli poza. I ci ostatni- których grono ja zaszczyciłam - są generalnie głupi, nieobeznani, wieśniaki i  wogóle be i a fe...Pomyślałam sobie tylko: mam to głęboko w d.... mnie tu nie było w zeszłym tygodniu, bo byłam w domu. Nauczyłam się nie przejmować rzeczami mało istotnymi i patrzę na świat przez zielone szkiełko...:) Oby mi to zostało jak najdłużej !

Zielone szkiełko

Stoję na słońcu łapię w palce czas - nitki babiego lata.
Patrzę na świat przez szkło bez krat - przez dno butelki.
Włosy rozwiane głaszczą mi twarz,
świat jest bez końca zielony,
człowiek na słońcu to właśnie ja -
a może nie człowiek.

Leżę na ziemi wdycham zapach traw - obłoki skłębione.
Zielone szkiełko całą prawdę zna - wie dokąd idę schylony.
Palce mi ziębną gdy przyjdzie świt,
nie wiem od rosy czy wstydu.
Człowiek na ziemi to właśnie ja -
a może człowieka widmo.

Lecę gdzieś w przepaść widzę czarne dno,
słyszę jak krew stygnie w żyłach.
Spływa po twarzy powietrza prąd -
to cel mnie znalazł i wybrał.
Znalazłem drogę, którą chcę
przejść aż na drugą snu stronę,
zielone szkiełko przecina dłoń -
spadam na ziemię jak promień

leluchowo : :