Archiwum 25 czerwca 2005


cze 25 2005 Bez tytułu
Komentarze: 3

25-06-2005

„Miłosny zawód wywołuje objawy podobne do zawału. Ma to nawet medyczna nazwę: syndrom złamanego serca. Ale jest ono wrażliwe nie tylko na uczucia. Bardziej niż nieszczęśliwy romans rani je brak miłości.”

 No to mogę śmiało powiedzieć, bazując na tym artykule, że miałam zawał. Ale może zacznę od początku… W środę było miło i tyle. Zresztą jak mogło być. W czwartek, jakby to powiedzieć…no nie mam siły dźwigać i swoich kompleksów, i  faceta…Ale co najgorsze ten facet chciałby się ze mną spotykać nadal i nawet jest w stanie czekać te 3 miesiące, gdy będę w Anglii…A piątek, ten wyśniony, wymarzony, wyczekiwany? Założyłam wszystkie możliwe warianty…poza jednym i ten się mi przydarzył. Koleś nawet się nie odezwał. Wiem, że jest tutaj, niedaleko, może kwadrans od mojego domu…i nawet się nie odezwał!!!! Ale mnie poniżył…nie pierwszy raz zresztą, ale tym razem to ostatni raz. Jest mi potwornie przykro.  A. mówi, że on jej zawsze „zalatywał”  a ja głupia tłumaczyłam jego kretyńskie, szczeniackie wyskoki…No to teraz muszę odzyskać szacunek do siebie samej i …rozum.
 Niedaleko mojej rodziny w Anglii będzie też au- pair z Polski. Już wymieniłyśmy obawy i poglądy za pomocą maili… Boję się, ale jestem dobrej myśli. Aha!!!! No i A. zaproponował mi pomoc, aż mi szczęka opadła, ale w sumie czemu nie…
 Jutro jadę do domu. Pakuję łachy, kota i jedziemy. Mama mówiła, że zrobi lasagne na mój powrót…mmmmm….uwielbiam! Żegnam Wrocław na 3 miesiące. Polubiłam to miasto, chociaż dostarczyło mi nie tylko pozytywnych doświadczeń. Ale nadal nie należę nigdzie. Chociaż już nie uciekam, to zawsze jakiś postęp.
A dzisiaj jedliśmy razem obiad i M. zrobił coś dziwnego…no nie wiem. Wybacz A. że o tym piszę, ale chyba momentami już wolę być sama, gdy patrzę na coś takiego… A może już za długo sama jestem i moja elastyczność zaczyna być sprawą wątpliwą… i nie wiem co tak naprawdę znaczy być z kimś…
Z tej bezradności pozostaje mi już chyba tylko zaśmiać się w twarz przeciwnościom…

leluchowo : :
cze 25 2005 Bez tytułu
Komentarze: 2

25-06-2005

Po…

Już po wszystkim. Skrzypienie burozłotych szyszek,
niebieska beczka z wodą, w ogrodzie, przy murze
Z czerwonych cegieł. Płaczę, niczego nie słyszę:
Ani ciurkania wody z rozprutego dna,
Ani opuszczonego wyjącego psa,
Ani akordeonu rumuńskiego chłopca

Oczy, oczy, oczi cziornyje
róże, róże, rozy biełyje


Nikt tu nigdy nikogo więcej nie usłyszy.
Talerzyk zawirował, sens ukazał dno
Czy zdołam Cię wywołać jak fotografię z kliszy,
albo jak na seansie spirytystycznym? Kto
to zrozumie? Spotkanie stopy z ręka,
dotykasz po omacku, poznajesz po ciemku,
jak wtedy, coraz wyżej, do kolana, do
ciepłego biodra. Pauza i znowu jest po:
po chwili, po miłości, życiu z Tobą, po-

Pamiętam jak robiłeś spóźnione zakupy.
Gotowałeś szparagi, musiałeś wysupłać
Jakąś resztę z kieszeni. Ja ze swojej, bo
po dziewięć złotych. Droższe niż te po
pięć za pęczek u baby na targu. Kryształki
soli sypałeś w wodę, łamałeś zapałki,
kroiłeś pomidory, było już po piątej,
po szóstej miałam pociąg, był upalny piątek
po czwartku, który cały spędziliśmy leżąc
na trawie, słońce grzało, śmiech, zabawy zwierząt,
śmiałeś się po swojemu, co myślałeś, powiedz,
w ten powrót po miesiącach, po złamanym słowie,
po listach, telefonach, gdy znów było po-

Mówiłam weź te garnki, spódnice, winnice,
Moje szkarłatne bluzki i białe sandały.
Wszystko ze sobą zabierz. Zabierz mi świat cały
mówiłam, I co teraz, gdy nagle jest po?

leluchowo : :