Bez tytułu
Komentarze: 1
22-05-2005
"Jestem synem mego ojca, jestem ojcem mego syna..."
Powinnam chyba raczej napisać jestem córką mojej matki, jestem matką…no to akurat jeszcze nie, chyba, że dla siebie. Jakie to wszystko jest pogmatwane…hipotetycznie piszę teraz moją pracę mgr, jak widać opornie mi idzie…ale nic to. Naszło mnie kilka refleksji…Mianowicie, ja zostałam wychowana przez moja matkę, która wychowała mnie podobnie, jak ją moja babka. I o ile wychowanie mojej matki było na tamten czas pożądane, moje okazuje się być reliktem czasów minionych…gdyż niekoniecznie wszystko to, co mnie stanowi jest dzisiaj potrzebne i niezbędne…Jak będę miała kiedyś córkę, jak będę musiała ja wychować, by potrafiła stawić czoła swoim czasom ? No właśnie…Ostatnio na wykładzie padło takie zdanie, że wychowywać, to wyzwalać wychowanka od kompleksów niezdolności…piękne nieprawdaż?? No zobaczymy…rany wylizane, już jest dobrze, zwłaszcza, że teraz już ktoś nowy zaprząta mi głowę, w sposób zupełnie inny, niż ten poprzedni…i podoba mi się to…nawet bardzo. Jak ja lubię ten stan, ten moment poznawania, dopasowywania, odkrywania…ah…byle nie za często, bo oszaleję. Miałam jakiś czas temu wizję pietruszkowego psa, ale udało mi się go na szczęście przepędzić ...uff…a teraz chyba za szybko mnie nie nawiedzi. Muszę tylko pewne sprawy doprowadzić wreszcie do końca, by móc rzec: „Szliśmy do siebie ty i ja, a drogi nasze wciąż mroczne były lecz znalazł się ktoś i pomógł nam się spotkać wśród zielonej naszej równiny. Wyszliśmy piękni dla siebie i tacy zadziwieni, nasze serca gorące bić równo zaczęły, jakby same tylko były na ziemi…” Święty Judo Tadeuszu ratuj !
Dodaj komentarz